wtorek, 24 lipca 2012

INNY ŚWIAT: Rodzina


W moim życiu, odkąd pamiętam, zawsze było dużo różnych fascynacji. Na początku cechował mnie dosyć słomiany zapał więc bardzo często zmieniałem hobby. Efektem takich działań było dosyć szybkie poszerzanie się zakresu moich zainteresowań. Wiele z moich pasji fascynowało mnie, zadziwiało, wciągało, potem powszedniało, nudziło, by znów po jakimś czasie zafascynować. Między innymi dlatego postanowiłem założyć o tym blog, widząc jak różnorodne tematy pociągają mnie w życiu. Jednak jedna z pasji pozostała nie zmienna. Mianowicie rodzina. Ciepło rodzinnego domu zawsze było dla mnie ważne. Od dłuższego czasu zaś odczuwam jego zdwojoną ilość. Nic mnie tak nie fascynuje i nie przyciąga tak mocno jak moja ukochana żona Elizabeth i cudowny, radosny synek Wiktor. Każdego dnia obdarowują mnie uśmiechem. Zawsze mnie wspierają i robią wszystko by każda chwila w moim życiu była niezwykła i niepowtarzalna. Wiele razy wyobrażałem sobie jak mogło by wyglądać moje dorosłe życie. Nigdy jednak nie przypuszczałem, że będzie w nim aż tyle szczęścia, że z moją żoną będę chciał dzielić się każdą myślą, spędzać z nią dosłownie każdą chwile, a choćby będąc razem i 24h/7 dni w tygodniu nigdy nie nudzić się jej towarzystwem. Tak się jednak stało i nie wiem komu za to dziękować, ale bardzo, bardzo dziękuję. Jeżeli zaś chodzi o synka, cóż w ogóle oczywiście kiedyś mogłem tylko zgadywać, że to będzie synek :) Wyrasta w rodzinie zafascynowanej światem wyobraźni, gier i zabaw. W zamian zaś śmiejąc się na cały głos sprawia, że serce chce wyskoczyć z piersi z radości. Kocham was bardzo, z całego serca ;*, każdego dnia tylko mocniej i mocniej ;* dziękuję wam, że jesteście w moim życiu ;* . Życzę każdemu by odnalazł w życiu tyle szczęścia ile mi było dane otrzymać :)




GRY: Bitewniaki Warhammer 40,000


Witam ponownie. Z góry wybaczcie za spore przerwy w umieszczaniu nowych postów, ale zacząłem praktyki i mam trochę mniej czasu na ich pisanie. W dziale GRY:Bitewniaki pragnę przedstawić kolejną z wielu pasji w moim życiu. Pierwszy raz z samym rodzajem gry zetknąłem się parę lat temu na obozie RPG-owym. Zacząłem od Fantasy Battle ale jakoś mnie szczególnie nie wciągnął. Moje nastawienie szybko się jednak zmieniło z kolejnymi wakacjami, gdy tym razem zagrałem w Warhammera 40k. W grze tej za pomocą niedużych figurek, symbolizujących poszczególne jednostki w naszej armii, rozgrywa się wielkie bitwy. Na początku myślałem sobie, że takie hobby jest bez sensu. Figurki są dosyć drogie, zwłaszcza gdy chce się mieć naprawdę czym grać. Do tego nie dość, że człowiek płaci tak duże pieniądze, to dostaje figurkę w kawałkach, czytaj sklej sobie i pomaluj sam. Kompletny bezsens. Jednak wszystko się ze sobą łączy. Spróbowałem klejenia i malowania figurki. Byłem pewien, że wyjdzie mi to tragicznie. Ku mojemu zdziwieniu, okazało się to nadzwyczajnie proste i instynktowne. Wyszło na to, że człowiek o naprawdę niewielkim talencie malarskim, może pomalować figurkę w naprawdę przyjemny dla oka sposób. Po ukończeniu upiększania figurki, gdy człowiek włożył w nią tyle serca i pracy, do głowy przychodzi myśl, że szkoda, żeby tylko tak stała na półce. Chęć do gry pojawia się sama. Zobaczyć całą swoją pięknie pomalowaną armię w walce to wspaniałe doświadczenie. Wkładając wysiłek w tworzenie takich oddziałów w efekcie kończy się tym, iż człowiek czuje pewną więź ze swoim tworem. Chce się by nasza armia wygrywała kolejne bitwy pod naszym dowództwem jak żywi podwładni. Jeżeli chodzi o samą rozgrywkę to osobiście uważam, że zasady, na początku, nie są zbyt proste. Ich ilość i złożoność momentami nieźle przytłacza. Jednak grając, człowiek zaczyna szybko zauważać w nich pewien sens i realizm, a co za tym idzie, dużo łatwiej jest je w tedy zapamiętać i zrozumieć. W pewnym momencie człowiek instynktownie dochodzi do wniosku, że tutaj powinien być jakiś test, czy dane działanie miało szanse się powieść. Ważne jest też żeby grać naprawdę dla przyjemności, a nie tylko z myślą o wygranej za wszelką cenę. W przeciwnym wypadku, nie dość, że nie zrozumiemy do końca o co w tej grze chodzi, to jeszcze popsuje się wrażenia z rozgrywki innym. Osobiście aktualnie w grze preferuje rasę zwaną Tau, bo tą też rasą grywam w Dawn of Wara, który jest grą PC stworzoną na podstawie opisywanego bitewniaka. Poza tym, pomijając pewien zwyczajny sentyment do owej rasy, jakoś tak osobiście bardzo lubię eliminować wroga z dużej odległości, zanim ten zdąży się zorientować, co jest dla owej frakcji bardzo charakterystyczne. Używać sprytu i zręczności zamiast tępej siły. Ze swojej strony polecam zakup zestawu startowego do gry "Inwazja na Czarną grań".W cenie około 300zł (w zależności od sklepu) mamy do dyspozycji właściwie wszystko co potrzebne by zacząć grę. Co prawda na rynku jest już 6 edycja zasad do tej gry, więc książeczka w zestawie jest troszkę nieaktualna, ale nie wiadomo też kiedy GW(Games Workshop) wyda kolejny zestaw startowy. Jeśli zaś ktoś nie jest co do tego kompletnie przekonany, to polecam po prostu wybranie się do lokalnego sklepu czy miejsca gdzie odbywają się gry w waszym mieście i pożyczenie figurek na czas rozgrywki w danym miejscu, tak by za darmo móc zobaczyć z czym to się je. Sądzę, że większość z was która spróbuje takiej rozrywki, pozostanie przy niej na długo :)



Zestaw startowy w Games Workshopie:
(Zawiera część figurek z obrazka powyżej).

poniedziałek, 9 lipca 2012

FILM: Mission Impossible - Ghost Protocol



Ile to już razy powielany był motyw tajnego agenta, czy to jakieś 00 czy kolejny tajniak FBI, CIA czy innej X agencji. W sumie w większości filmów sensacyjnych, musi pojawić się jakiś stróż prawa i porządku który ratuje to co jemu najbliższe. Jednak to co irytuje najbardziej to najczęściej ogromny fart bohatera. Jeden nabój i trzech wrogów....co za problem, strzeli w beczkę która wybuchnie i po sprawie, a jeśli będzie pusta....to na pewno rykoszet wszystkich zabije po kolei. Nic nadzwyczajnego. Filmy z serii Mission Imposible nie były wyjątkiem od tej reguły. Bo to przecież taka norma, trzymać się jedną ręką skały, kilometr czy dwa nad ziemią i odbierać sobie telefon jak gdyby nigdy nic. W czasie w jakim zdążyły pojawić się trzy pierwsze części, na pewno produkcja ta znalazła kilku antyfanów, którzy myśląc o niej słyszą w głowie głośne imposible too watch. Osobiście lubię filmy sensacyjne, więc nie jestem jednym z nich, aczkolwiek wraz z nadejściem 4 części omawianego tytułu, ogarnęła mnie nadzieja, na pewne odświeżenie gatunku. Na początku spodziewałem się, kolejnej serii brawurowych wyczynów, standardowo zwieńczonych tępym fartem i banalnie prostym wyjściem bohatera z problemu. Już jednak w pierwszych fragmentach filmu coś idzie nie tak. Najprostszy plan chwile po rozpoczęciu, już bierze w łeb. Z czasem zaś jest tych porażek i problemów coraz więcej i więcej. Kiedy normalnie ogląda się tego rodzaju film, człowiek myśli sobie "na pewno mu się nie uda, bez jaj, nie przeskoczy 20 metrów z dachu na dach"....a jednak.... Tym razem za to, widz jest wciąż zmuszany do zmiany nastawienia. Cały czas do głowy przychodzi "no tym razem, już na pewno się uda, jest sprzęt, dobry plan, zgrana ekipa"....a jednak... :). Film dzięki tym ciągłym problemom i porażkom ogląda się świetnie i jedyne co mąci umysł w trakcie jego oglądania, to myśl, co jeszcze może pójść nie tak? Oczywiście nie obyło się bez kilku, wyssanych z palca scen, jednak fart bohaterów polega głównie na tym, że w ogóle dotrwali do końca misji :P. Serdecznie zachęcam do obejrzenia, nawet antyfanów produkcji :) naprawdę warto.


Trailer który, od razu zaznaczę, pokazuje naprawdę mały procent akcji jaka znajduje się w filmie.